Duch Święty i moje nawrócenie – Świadectwo (Rafał Dziedzic)
Świadectwo nagrane podczas czuwania przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego AD 2021 (link do YT).

„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,

Chciałem się podzielić z wami swoim świadectwem. Świadectwem tego, co Pan Bóg zrobił w moim życiu, jak je przemienił. Wierzę, że dzisiaj, w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego, jest dobry moment, aby się podzielić, bowiem w moim życiu była taka kluczowa sytuacja, która wymagała pomocy Ducha Świętego, i ta pomoc przyszła.

Pierwsze spotkanie z Bogiem.

Przez większość swojego życia byłem ateistą, poza krótkim okresem wczesnej młodości i czasem przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej. Wówczas miałem doświadczenie bliskiej obecności Pana Boga, ale moja relacja z Nim była bardzo dziecinna: np. prosiłem Boga o piątkę w szkole, dostawałem tą piątkę i wychwalałem Boga, że mnie słucha :-)

Wychowywałem się w rodzinie ateistycznej, mama i tato nie narzucali mi tego spojrzenia na świat, ale ja i tak przesiąkałem ateizmem. Więc wkrótce po Pierwszej Komunii uznałem, że jednak Boga nie ma. Uwierzyłem, że religia to bujda i kłamstwo, które służy jedynie temu, żeby jedni ludzie manipulowali innymi… W moim życiu relacja z Bogiem się zakończyła. Pamiętam wielki ciężar, który poczułem w momencie gdy zdałem sobie sprawę, że Boga, takiego jak Go sobie wyobrażałem, nie ma. Wcześniej miałem poczucie, że zawsze mogę na Bogu polegać, mogę np. poprosić Go o pomoc na sprawdzianie, na który nie przygotowałem się odpowiednio, a On przyjdzie z pomocą. Gdy Boga „zabiłem” poczułem, że jestem sam, że mogę liczyć tylko na siebie. Uznałem jednak że widocznie tak musi być, że po prostu tak życie wygląda i ten ciężar każdy z nas musi nieść sam.

Idealne życie. Prawie…

Szybko przyzwyczaiłem się do tego ciężaru. Rodzice wpoili mi pewne zasady. Przede wszystkim jak postępować, aby być dobrym człowiekiem. Wpoili mi też przekonanie, że wszystko mogę osiągnąć – jeżeli rzeczywiście bardzo tego pragnę i konsekwentnie do tego dążę. To przekonanie stawało się rzeczywistością w moim życiu: osiągałem wszystkie swoje cele. Począwszy od szkoły podstawowej, średniej jako najlepszy uczeń, potem studia skończone z wyróżnieniem, firma która z firmy garażowej stała się liderem w branży… Więc mogę powiedzieć że niczego mi nie brakowało na polu biznesowym. Spotkałem wspaniałą kobietę, która stała się moją małżonką, urodziła nam się wspaniała, zdrowa córeczka… Byłem po ludzku człowiekiem spełnionym. Miałem to wszystko co mogłem sobie wymarzyć. I przede wszystkim miałem przekonanie (potwierdzone wielokrotnie w praktyce), że to wszystko czego chce, mogę osiągnąć.

I na tym idealnym obrazie pojawiły się pęknięcia. Wynikały one z tego, że zdałem sobie sprawę, że to, co osiągam daje mi satysfakcję tylko na chwilę. Gdy osiągam jakiś cel, spełniam kolejne marzenie, wówczas po krótkim okresie radości i szczęścia, pytam się: „Co dalej?”, „Jaki jest kolejny cel do osiągnięcia?”, „Czym teraz zaspokoję swoje pragnienie bycia szczęśliwym?”. W pewnym momencie poczułem się bardzo zmęczony tą ciągłą gonitwą. Miałem poczucie, że jeżeli nie znajdę innego sposobu na życie (jestem pracoholikiem więc bardzo łatwo zatracam się w pracy) to prawdopodobnie umrę. Albo z powodu przepracowania albo z powodu braku sensu w ciągłej gonitwie za szczęściem.

Poszukiwanie sensu (Boga)

Poszukiwanie innego sposobu życia wydawało mi się na początku misją niemożliwą. Przecież wszyscy wokół mnie zachowywali się dokładnie tak samo. Coś jednak we mnie wiedziało, że warto rozpocząć tą drogę. I, skracając tą część mojego świadectwa, doszedłem do takiego momentu w, którym zacząłem doświadczać, jako ateista, Bożej obecności. Nie potrafiłem tego nazwać, ale to były rzeczywiste spotkania z Bogiem, w których moje serce ogarniał spokój który był nieporównywalny z tym wszystkim co osiągałem, radość która nie musiała mieć przyczyny. Wiedziałem, że chcę tego więcej. Że chcę zanurzyć się w tym całkowicie. Tak, aby to stało się moją codziennością, a nie jedynie wydarzeniami pojawiającymi się tylko od czasu do czasu…

Ciemna noc i pomoc Ducha Świętego.

Tutaj dochodzimy momentu kluczowego, w którym, pojawia się Duch Święty. Z jednej strony wiedziałem, że chcę Bożej obecności, która mnie będzie przenikać, która będzie moją rzeczywistością. Z drugiej wiedziałem, że ceną za to jest oddanie Bogu wszystkiego. Całego swojego życia. Całego siebie. 100%. Wiedziałem, że jeżeli ukryję coś przed Bogiem, że jeżeli będę cenił coś bardziej od Jego obecności, to nasze zjednoczenie nigdy nie będzie pełne. To spotkanie z Bogiem nie będzie prawdziwe.

I, gdy świadomie powiedziałem Panu Bogu: „Tak! Ja chcę Ci oddać wszystko!”, rozpoczęła się ciemna noc mojej wiary. Kuszenie. Zły tworzył w mojej głowie wizje co stanie się, jeżeli zdecyduje się, aby faktycznie oddać wszystko Bogu. Przedstawiał mi straszne obrazy, co może się stać gdy Bóg zabierze mi to, co jest dla mnie ważne: majętności, zdrowie, rodzinę, małżonkę, dzieci. Pytał wówczas; „Czy na pewno chcesz Mu oddać wszystko?”. Na te pytanie w części byłem w stanie odpowiedzieć samodzielnie. To czego doświadczałem w trakcie spotkania z Bogiem serce w serce uzasadniało, aby oddać w zamian wiele. Ale wkrótce doszedłem do punktu, w którym wiedziałem, że dalej nie jestem w stanie zrobić ani jednego kroku. Że tego Bogu oddać nie potrafię. Nie chcę wchodzić w szczegóły tych wizji, które wówczas otrzymywałem, ale był to ten sam motyw, który Biblia opisuje w momencie, gdy Abraham składa ofiarę z Izaaka (Rdz 21,1-9). I ja nie miałem takiej wiary jak Abraham. Nie byłem w stanie złożyć moich dzieci na ołtarzu. I to był właśnie ten moment, w którym wołałem o pomoc do Ducha Świętego (nie znając Go jeszcze po imieniu). Wiedziałem, że nie zrobię ani jednego kroku dalej, jeżeli że Duch Święty nie przeprowadzi mnie przez tą ciemność, jeżeli On nie będzie Parakletem, Tym który mi wytłumaczy, co tak naprawdę się dzieje w mojej głowie, skąd są te kuszenia, co one oznaczają. Prosiłem więc o siłę, o zrozumienie tego przed czym wówczas stałem.

I to wołanie zostało wysłuchane. I przyszło zrozumienie, przed czym tak naprawdę stoję. A chwilę potem przekonanie: „Tak Panie! Ja ci oddaje wszystko! Nawet to!”. Poczułem wówczas wolność, radość, że już teraz nic nie stoi przed między mną a Bogiem. Moja wola była poddana Bogu. Wówczas nie było jeszcze doświadczenie Bożej obecności, ale raczej decyzja, akt woli. Wiedziałem, że nie ma we mnie już niczego, co chciałbym ukryć przed Panem. Że nie ma dla mnie nic cenniejszego od Niego. Że z radością i ufnością chcę oddać mu to wszystko, co należy do mnie. I że była to moja, w 100% świadoma decyzja.

Ponowne narodziny z Ducha i z wody

A 3 miesiące później narodziłem się ponownie. Doświadczyłem tego, że umiera stary Rafał i rodzi się nowy. Z Ducha i wody. Że jestem jak biała kartka, którą już nie chcę zapisywać samodzielnie. Chcę, aby tym razem to Bóg na nowo mnie zapisał. Aby na nowo mnie ukształtował. Moje stare przekonania i poglądy przeminęły. Stałem się jak małe dziecko w objęciach ukochanego rodzica. I pierwsza myśl, którą miałem po tych narodzinach, to przekonanie, że to jest doświadczenie, które Bóg chce podarować każdemu z nas. Że nie jest ono zarezerwowane dla wybranych. Że każdy może doświadczyć takiej bliskości Boga, doświadczyć ukojenia w czułych objęciach naszego Taty. I Jezus przez swoją śmierć i Zmartwychwstanie umożliwił to nam wszystkim. Każdy z nas jest zaproszony do tego, aby stanąć przed Panem w takiej nagości, dziecięcej ufności i doświadczać Jego niewyobrażalnej miłości. Doświadczać prawdziwości słów św. Pawła, że nic nie jest w stanie nas oddzielić od miłości Boga objawionej w Jezusie Chrystusie (Rz 8,39). Tak, aby nie były to tylko słowa, w które wierzymy, ale by opisywały one prawdę, w której jesteśmy zanurzeni.

I trwam w takim zanurzeniu w Bożej obecności i Bożej miłości już od 2015 roku, więc już prawie 6 lat. Moje życie zmieniło się zupełnie: z ateisty, który wojował z Kościołem stałem się ewangelizatorem, który głosi Dobrą Nowinę o tym że Chrystus Zmartwychwstał i żyje. I zaprasza do relacji z sobą każdego z nas. Wczoraj, na przykład, byłem na wrocławskim Rynku w ramach „Katolików na ulicy” https://ochrzczeniogniem.org/ewangelizacja-uliczna/) i mówiłem o Jezusie „przypadkowym” ludziom. Teraz jest taki czas, że większość osób, jak tylko dowiadują się, że jesteśmy katolikami „spuszcza nas na drzewo” – nie chcą z nami rozmawiać. Mimo tego, mam sobie pokój bo wiem, że ci wszyscy ludzie, którzy teraz są tak daleko od Kościoła i tak bronią się przed Jezusem Chrystusem, w ciągu krótkiej chwili mogą zostać przemienieni. Wystarczy krótki moment doświadczenia Bożej obecności, miłości objawionej w Jezusie Chrystusie i, tak jak ja, zostaną zupełnie przemienieni. I będą z nami chodzić i ewangelizować, głosząc Dobrą Nowinę o miłości Bożej :-).

Modlitwa na zakończenie

Wierzę, że skoro Pan zechciał, abym podzielił się tym świadectwem, to oznacza, że przynajmniej jedna osoba, która je wysłuchała ma pragnienie, aby teraz Bogu oddać wszystko. Aby tak jak ja kiedyś, wołać do Ducha Świętego o pomoc w wykonaniu tego ostatniego kroku, którego samodzielnie nie możemy zrobić. By wołać o pomoc w oddaniu naszemu Stwórcy tej ostatniej rzeczy, która ciągle jest dla nas bardziej cenna od Niego…

Duchu Święty, to jest ten czas kiedy nas zapraszasz do tego, abyśmy wołali do Ciebie.
Ty chcesz abyśmy otworzyli przed Tobą swe serce.
To jest czas, w którym Ty chcesz byśmy nie stawiali żadnych granic.
Chcesz nas prowadzić do Jezusa.
Ty chcesz nas przemieniać.
Ty chcesz rozpalać w nas swój ogień.
Ty chcesz wypełniać nas swoim światłem.
Niech Twoje światło, Panie, oświeca te wszystkie miejsca, które, być może, jeszcze pogrążone są w ciemności.
Niech one teraz, mocą Twojego światła, zostaną oświetlone.
Niech wszelka ciemność odejdzie, a zajaśnieje w tym miejscu Boże światło.
Przyjdź Duchu Święty.
Przyjdź, rozpalaj nasze serca.
Pragniemy Twojej obecności.
Pragniemy doświadczać Twojej mocy, Panie.
Przyjdź Duchu Święty.
Przyjdź i przemieniaj nas.
Oddajemy Tobie wszystko.
Oddajemy Tobie wszystko to, co wydaje nam się takie cenne.
To wszystko co osiągnęliśmy i to wszystko co wydaje się nie warte Twojej uwagi, Panie.
Oddajemy również nasze sukcesy, nasze porażki, nasze przekonania.
Oddajemy Ci nawet naszą wiarę. Ty ją kształtuj. Ty ją uzdrawiaj, jeżeli jest w niej coś, co uzdrowienia wymaga.
Oddajemy Ci naszą miłość, Panie, bo chcemy, aby Twoja miłość nas wypełniła.
Oddajemy Ci swoją pokorę, bo chcemy być pokorni pokorą Jezusa.
Panie, kształtuj nas.
Oddajemy Ci swoją pobożność, Panie. Chcemy żebyś Ty nas wypełniał na nowo.
Oddajemy Ci wszystkie nasze porażki. To wszystko co nam nie wyszło. Cały nasz ból. Uzdrawiaj go, przemieniaj.
Panie, oddajemy Ci wszystkie swoje plany. Chcemy, abyś Ty był Panem naszej przyszłości. Abyś Ty nas posyłał, umieszczał tam, gdzie chcesz nas mieć. Abyś dawał nam słowa, które chcesz byśmy powiedzieli. Abyś uzdalniał nas do tego, abyśmy realizowali Twoje plany.
Oddajemy Ci wszystkie nasze uzależnienia, to wszystko co panuje nad nami. Ty Duchu Święty możesz nas uzdrowić, możesz uwolnić nas od tego, więc niech tak się stanie, w tym momencie!
Oddajemy Ci Panie wszystko!
Wszystko!
Wszystko!
Nie zostawiamy nic dla siebie…

To jest czas abyś sama/sam stanęła/ął w prawdzie przed Bogiem, przed Duchem Świętym, i oddała/oddał to co jest jeszcze do oddania…”

Niech tak się stanie!

Amen.

Świadectwo (Duch Święty i moje nawrócenie – Świadectwo (Rafał Dziedzic)) zostało nagrane 21 maja 2021r.

Duch Święty i moje nawrócenie - Świadectwo (Rafał Dziedzic)